Na pierwszy ogień idzie angstowy fanfic z anime "Axis Powers Hetalia".
Głównym bohaterem jest moja ukochana postać - Ivan (Rosja). Używam imion, a nie nazw państw bo imiona lepiej mi się tu wpasowywały.
Cóż, nie jestem zupełnie pewna tego opowiadania, ale nie mogę trzymać go w szufladzie do końca życia :D
Mała ściągawka:
Ivan - Rosja
Alfred - Ameryka
Ludwig - Niemcy
Toris - Litwa
Ravis - Łotwa
Eduard - Estonia
Ivan Braginski był kruchy. Jak szkło; zdaje się być twarde i
niezniszczalne, ale wystarczy dobrze uderzyć i wszystko pęka. Rozsypuje się.
---
Widział zbyt wiele. Przeżył zbyt dużo. Do końca będzie miał
pod powiekami stosy trupów, zamordowanych na jego oczach. Ziarenko zła, podlane
krwią przelaną przez jego pobratymców, powoli kiełkowało w jego sercu.
---
Żył w strachu. Ciągłym strachu przed ludźmi, którzy mogli go
zranić. Aż w końcu zrozumiał; to nie on powinien się bać. Postanowił sprawić,
by to jego się bano.
Zaczął powoli; rzucone pół żartem pół serio „Wszyscy
staniecie się jednością z Matką Rosją, da?”. Pamiętał śmiech Alfreda. Pytające
spojrzenie Ludwiga. I strach w oczach Torisa. I Ivan już wiedział, w kogo
najlepiej uderzyć, żeby się go bali.
---
Toris, Ravis, Eduard - po pewnym czasie zaczęli bać się
nawet własnego cienia. I to wszystko było zasługą Ivana, który szukał sposobu,
by obronić się przed zranieniem. Ich strach miał stać się jego tarczą.
---
Ale bywały dni, kiedy na szkle pojawiały się rysy; oblicze
Ivana stawało się chmurne. Wychodził wtedy z domu bez słowa, powodując falę
strachu u Torisa, Ravisa i Eduarda. Spędzał godziny snując się bez celu wśród
wysokich słoneczników. Czasem kładł się na ziemi, obserwując niebo przysłonięte
żółtymi kwiatami. W te dni, Torisowi było go naprawdę żal.
---
- Napij się ze mną, Toris - rzucił cicho Ivan. Ravis i
Eduard, korzystając z tego, że uwaga Braginskiego nie jest skupiona na nich,
wymknęli się na korytarz. Ciemnowłosy westchnął cicho, ale nie próbował się
wymigać. Ivan nalał wódki do dwóch szklanek, wręczył jedną z nich Torisowi i
wskazał mu miejsce na kanapie. Laurinaitis westchnął cicho i pociągnął duży łyk
alkoholu i posłusznie usiadł obok jasnowłosego. Przez moment nikt nic nie
mówił. Ivan wychylił całą szklankę wódki duszkiem.
- Nienawidzisz mnie, Toris? - zapytał, spoglądając na niego.
- A uważasz, że powinienem? - ciemnowłosy nawet nie
zorientował się, że nie zwrócił się do niego per "pan".
- Powinieneś. Zasługuję na to - Braginski nie bawił się już
w szklanki ale pociągnął łyk wódki prosto z butelki.
- Gdybyś był sobą, mógłbym. Ale nie mogę nienawidzić maski,
za którą się wiecznie zasłaniasz.
Ivan przytaknął tylko, popijając alkohol. Gdy wychylił już
całą butelkę, bez słowa oparł głowę na kolanach Torisa, jakby to było zupełnie
normalne. Ten, bezwiednie, zaczął przeczesywać mu włosy dłonią. Nie wiedzieć
kiedy, Braginski zasnął.
Następnego dnia, Ivan przycisnął Laurinaitisa do ściany,
grożąc, że jeśli komukolwiek powie o wydarzeniach poprzedniego wieczoru, stanie
mu się krzywda. Toris osunął się po ścianie i zapłakał cicho, skrywając twarz w
dłoniach.
Ivana zakłuło coś w sercu, gdy dostrzegł potem jego zaczerwienione
oczy. A herbata, którą zrobił mu Toris, czasem smakowała słono.
---
Nadeszła zima. Podopieczni Ivana chodzili po domu w kilku
warstwach odzieży, ale nadal trzęśli się z zimna. A może i ze strachu.
Pewnego zimnego popołudnia, Ivan wyszedł do ogrodu. Odgarnął
śnieg z ławki i przysiadł na niej.
- Przeziębi się pan! - Ravis wystawił blond głowę przez
okno.
- Nic mi nie będzie! - odkrzyknął mu, uśmiechając się
nieznacznie. Po chwili jednak z domu wybiegł Toris z ciepłym kocem w rękach.
Podszedł do Ivana i narzucił mu go na
ramiona.
- Naprawdę się pan przeziębi - powiedział z lekkim
uśmiechem. Potem odwrócił się i chciał wrócić do domu. Nagle jednak poczuł
chłodne palce zaciskające się na jego nadgarstku.
- Napij się ze mną, Toris - usłyszał z ust Ivana. Odwrócił
się do niego i uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie piję. Bo potem dzieją się nieprzemyślane rzeczy -
odparł a potem wyrwał się jasnowłosemu i
wrócił do domu. Nie dostrzegł łzy, która spłynęła po twarzy Iwana. Ani innych,
które za nią podążyły.
---
Szkło się stłukło. Może z żalu. A może pod wpływem kuli,
która pozbawiła życia. Kuli wystrzelonej z pistoletu Iwana Braginskiego. I
skierowanego w jego własną głowę. Plama czerwieni pod jego ciałem zwiększała
się z każdą chwilą. A na jego twarzy błąkał się uśmiech. Wreszcie mógł przestać
udawać.
Cóż, dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca :)
Liczę na jakieś komentarze ^^
~Ariadne
PS Powodzenia w szkole ^^
Liczę na jakieś komentarze ^^
~Ariadne
PS Powodzenia w szkole ^^
Tak trochę smutno... Czekam na więcej wpisów :-)
OdpowiedzUsuńKocham to~ mówiłam Ci to 100 razy ale wole powiedzieć jeszcze raz xD jednym słowem; KOCHAM~ <3 <3 <3 <3 <3 ~ Felcio... Jak zawsze napalona na nowe fanfiki itd~ xD
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobało. Dziękuję bardzo za komentarz ^^
UsuńJak mogłaś wątpić w swój talent? To jest genialne. <3
OdpowiedzUsuńI jeśli jeszcze kiedykolwiek powiesz, że nie umiesz pisać to ja Ci udowodnię, że umiesz. ;D Nie ważne jak, ale udowodnię. ;p
Czekam na więcej. ^^ ~Pikachuu.girl
Chyba aż zaryzykuję kolejny raz stwierdzenie, że nie umiem pisać, bo jestem ciekawa jak chcesz mi udowodnić, że umiem :D
UsuńI dziękuję bardzo za komentarz ^^