sobota, 3 października 2015

Ulepimy dziś bałwana?

Witam ^^
Wybaczcie takie opóźnienie w dodawaniu postów, ale szkoła niestety mnie pochłonęła. :D
W każdym razie przybywam dzisiaj z fanfickiem z "Igrzysk Śmierci".
Prawdopodobnie sama z siebie bym tego nie wrzuciła, ale moja Zawodowa Oceniaczka Opowiadań (w skrócie Z.O.O :D) stwierdziła, że jest dobre, a ja jej ufam :D

  UWAGA!
DLA OSÓB, KTÓRE JESZCZE NIE CZYTAŁY "IGRZYSKA ŚMIERCI W PIERŚCIENIU OGNIA" - W OPOWIADANIU POJAWIAJĄ SIĘ SPOJLERY DO TEJ CZĘŚCI!

Nie przedłużając, zapraszam do lektury :D
„Trybuci obojga płci zostaną wylosowani z puli dotychczasowych zwycięzców w dystryktach”

Te słowa prezydenta Snowa były jak cios obuchem dla Katniss. Przez moment nie docierały do niej żadne bodźce zewnętrzne, jedyne co miała w głowie to jedno zdanie "Wracam na arenę". Dziewczyna w jednej chwili zerwała się z fotela na którym siedziała i wybiegła na zewnątrz. Poczuła przenikający chłód, była przecież zima, a ona miała na sobie tylko cienką bluzkę, spodnie i domowe kapcie. Chciała pobiec do lasu ale przypomniała sobie, że płot znowu jest pod napięciem. Czuła się jak w klatce. Zaczęła bez celu biegać po mieście, bezustannie ślizgając się na lodzie. Chciała choć przez chwilę poczuć, że jest bezpieczna. Nigdy nie czuła że jest, nawet gdy była jeszcze mała, wtedy z ojcem uczyła się polować, by móc wyżywić rodzinę. Nie miała dzieciństwa, całe jej życie było walką o przetrwanie...

Teraz nie wiedziała co robić gdzie pójść. Nagle w głowie zaświtało jej jedno imię; Haymitch. Bez zwłoki skierowała się w stronę jego domu w wiosce zwycięzców. Gdy znalazła się pod drzwiami, stała tam przed dłuższą chwilę nim zapukała. Mężczyzna niemal natychmiast jej otworzył. Był zupełnie trzeźwy.

- Już wiesz - stwierdził, patrząc na nią. Katniss nie odpowiadała. Nie wiedziała co mówić. W końcu zachrypniętym szeptem powiedziała pierwsze zdanie, a raczej pytanie, które przyszło jej do głowy.

- Haymitch... Ulepisz ze mną bałwana?
Abernathy popatrzył na nią zaskoczony. Przez moment myślał, że dziewczyna żartuje, w końcu miała 17 lat. Chciał ją wyśmiać, powiedzieć że ma teraz ważniejsze sprawy na głowie, ale wtedy spojrzał jej w oczy. Nie widział tam pewności siebie, która zawsze tam była. To był wzrok zaszczutego zwierzęcia, zamkniętego w klatce, czekającego na niechybną śmierć.
- Najpierw musisz wrócić do domu po kurtkę, przeziębisz się - powiedział łagodnie. Katniss gwałtownie pokręciła głową.
- Jeśli tam wrócę to już nie pozwolą mi wyjść, czuję to... Wiem to - Everdeen spuściła wzrok. Haymitch bez słowa naciągnął na siebie płaszcz a drugi, dłuższy, zarzucił na ramiona Katniss.
- Cieplej? - zapytał.
- Cieplej - potwierdziła ciemnowłosa, otulając się nim mocniej.
- To idziemy - zakomenderował Haymitch i zamknął za sobą drzwi. Katniss od razu zaczęła toczyć jedną kulę, a potem spojrzała na niego krytycznie
- Pomóż mi - powiedziała tonem pięciolatki nieznoszącej sprzeciwu. Abernathy od razu zabrał się do roboty, i choć ostatni raz lepił bałwana gdy był jeszcze dzieckiem, szło mu całkiem nieźle. W międzyczasie zaczął padać śnieg, a Katniss, ku jego zdziwieniu, porzuciła na moment toczenie największej kuli na podstawę bałwana, i zaczęła radośnie kręcić się wśród płatków śniegu. Uśmiechała się przy tym tak, jakby nic nie zaprzątało jej myśli. Przez moment po prostu cieszyła się chwilą. Po chwili wróciła do przerwanej czynności. Haymitch nie wiedział jak długo lepili śnieżną postać, ale gdy skończyli, Katniss przeczesała dłonią włosy i uśmiechnęła się radośnie.
- Dziękuję Ci, Haymitch - powiedziała. Zanim jednak mężczyzna zdążył odpowiedzieć, Katniss w jednej chwili zmieniła się. Przez czas gdy pracowali, zachowywała się jak beztroska dziewczynka, teraz wreszcie przestała udawać. Łzy potoczyły się po jej policzkach, a ona załkała głośno.
- Nie dam rady, Haymitch - wyszeptała przez łzy. - Nie dam rady, nie po raz drugi, nie jestem w stanie.
Haymitch bez słowa poszedł do niej i przytulił ją.
- Shh, sweethart - powiedział cicho. -Jesteś silniejsza od nich wszystkich razem wziętych, dasz radę. Jesteś Kosogłosem. A ja Cię obronię, jak tylko będę mógł.
Przez pewien czas po prostu stali przytuleni pośród padającego śniegu. Potem Abernathy odsunął się lekko i podniósł podbródek Katniss.
- Musimy wracać, musisz odpocząć. Dasz radę iść? – zapytał. Wcześniej widział że dziewczyna lekko kulała, podejrzewał, że skręciła kostkę podczas biegu po śniegu w kapciach.
- Nie wiem - dziewczyna pociągnęła nosem, jej oczy były czerwone i załzawione. Haymitch pomyślał, że nie zamierza sprawdzać, czy dziewczyna może chodzić, więc po prostu chwycił ją na ręce i zaniósł do domu, gdzie oddał pod opiekę matki i siostry. Potem wrócił do swojej kwatery, zamierzając jak co wieczór upić się. Spojrzał jednak na butelkę pełną bimbru i ze złością zrzucił ją ze stołu. Szkło roztrzaskało się, tak samo jak serce Haymitcha kilka chwil wcześniej. 
Snow musi zginąć. Nawet, jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobię - pomyślał jeszcze.

No, mam to już za sobą, uff :D
Co myślicie? Zapraszam do komentowania ^^
A arcik poniżej został znaleziony przez moją Z.O.O :D
Do kolejnego napisania!
~Ariadne



1 komentarz:

  1. Yeeeeeey. ^^
    Haymitch jest tu taki opiekuńczy i w ogóle. ^^
    To znaczy w Igrzyskach też taki był tylko w dziwny sposób to okazywał. ;p
    A poza tym jak zawsze cudo,cudo,cudo. ^^
    I to wcale nie jest tak, że podoba mi się wszystko co napiszesz. ♡
    Twoja wierna czytelniczka i Z.O.O /Pikachuu.girl ☆

    PS jak zwykle nie pamiętam hasła więc znów zaszczycę Cie komentarzykiem z anonima. ^^

    OdpowiedzUsuń