niedziela, 14 lutego 2016

Dom jest tam, gdzie serce 5/12 [Hetalia]

Hej!
Przybywam z kolejnym rozdziałem "Dom jest tam, gdzie serce". Trochę z okazji walentynek :D
Moja faza na Maleca wciąż żywa, ale i tak zamierzam najpierw dodać do końca to opowiadanie, żeby za dużo nie mieszać.
Nie przedłużając. Zapraszam na kolejny rozdział :D

***
Do rozpoczęcia przedstawienia zostało pół godziny. Feliciano, przebrany już w kostium, krążył po kulisach, coraz bardziej zdenerwowany. Nagle zza zaciągniętej jeszcze kurtyny wychyliła się blond głowa, a potem Ludwig wsunął się cicho za kulisy.
- Dzięki Bogu - Feliciano westchnął cicho, a potem szybko podszedł do chłopaka.
-Jak się czujesz? - spytał go Beilschmidt.
- Zdenerwowany, spanikowany, przerażony... Tak, w sumie to tyle - Vargas uśmiechnął się nerwowo.
- Dasz sobie radę. Znasz wszystkie kwestie. I to nie tylko swoje, ale też Cosette i niektóre Valjeana - Ludwig posłał mu krzepiący uśmiech. Przez moment milczeli, aż za kulisy nie wpadła opiekunka teatru.
- Wszystkie osoby postronne mają nakaz opuszczenia kulis! - krzyknęła, zwracając się głównie do swojej 'gwiazdy' (jak nazywała Vargasa), oraz jego towarzysza. Feliciano westchnął cicho. Ludwig przytulił go do siebie, chcąc dodać otuchy, a potem odsunął się na odległość ramion, a potem... Pochylił się lekko i pocałował go w policzek, przyciskając wargi niebezpiecznie blisko kącika jego ust.
- Połamania nóg - wyszeptał jeszcze, a potem odwrócił się na pięcie i wybiegł zza kulis. Feliciano w zamyśleniu dotknął policzka i uśmiechnął się, czując, jak rumieniec wpływa mu na twarz. W sercu pojawiło mu się dziwne ciepło.
***
Feliciano zagrał fantastycznie. Przestawienie, które z początku miało być klapą, okazało się być świetne. Przez kilka kolejnych tygodni, aż do wakacji, młody Vargas przyjmował gratulacje od współuczniów. Któregoś dnia podeszła do niego jakaś dziewczyna, pytając go, czy się z nią umówi. On jednak odmówił, zostawiając dziewczynę ze złamanym sercem.
- Wydawała się być miła, no i była całkiem ładna, czemu odmówiłeś? - zdziwił się Ludwig, który był świadkiem tego wydarzenia.
- Nie muszę Ci się ze wszystkiego tłumaczyć. I nie zamierzam - burknął wtedy poirytowany chłopak, a potem pozostawił zdziwionego Beilschmidta na zatłoczonym korytarzu.
***
Ludwig Beilschmidt miał siedemnaście lat i trzysta dwadzieścia dwa dni, gdy razem z Feliciano siedział w zacienionej części ogrodu. Byli w domu sami; Gilbert wyjechał z przyjaciółmi do Chorwacji, a rodzice Ludwiga wybrali się do jakichś dalekich krewnych. Feliciano grał z przyjacielem w szachy, tocząc jakąś niezobowiązującą rozmowę. Po kolejnym zwycięstwie Włocha, Ludwig załamał ręce i skapitulował.
- Nigdy więcej z Tobą nie gram. Z Tobą się nie da wygrać!
Feliciano uśmiechnął się tylko lekko, wystawiając twarz do słońca.
- Nie myślałeś może żeby się stąd wyprowadzić? - zapytał go po chwili Ludwig. Gdy chłopak popatrzył na niego nieco zdziwiony, blondyn kontynuował:
- Wiesz, niedługo pójdziemy na studia, moglibyśmy wynająć sobie coś bliżej uniwersytetu. Oboje mamy jakieś oszczędności, może by się udało.
- Może... - Feliciano wydawał się być nieobecny duchem.
- O czym tak myślisz?
- O niczym - zbył go ciemnowłosy. Ludwig westchnął.
- Skoro tak twierdzisz - mruknął. - To co, jeszcze jedna partia? - spytał, wskazując na szachownicę. Feliciano uśmiechnął się i pokiwał głową, zaczynając na nowo ustawiać szachowe figury.
***
Czternasty lutego - Walentynki - były jednym z najbardziej znienawidzonych przez Feliciano dniem. W szkole musiał na każdym kroku patrzeć na obściskujące się pary. Niemal każdą lekcję przerwały "walentynkowe patrole", których członkowie roznosili przekazane im anonimowo kartki miłosne.
Trwała matematyka. Feliciano usilnie próbował rozwiązać podyktowane przez nauczyciela zadanie, okazało się być ono jednak ponad jego siły, toteż patrzył tylko na zapisaną liczbami kartkę. Nagle lekcja została przerwana przez pierwszy tego dnia walentynkowy patrol. Wszystkie dziewczyny z klasy jak na komendę rozchichotały się, gdy wysoki chłopak zaczął rozdawać kartki. Vargas nie skupiał się jakoś mocno na tej sytuacji, modlił się tylko, by szybko rozdali wszystko i poszli sobie.
- Hej, Feliciano - ktoś nagle zamachał mu ręką przed oczami. Włoch podniósł głowę i zobaczył innego chłopaka z patrolu, który trzymał tabliczkę gorzkiej czekolady i niewielki kawałek papieru.
- Dla ciebie też coś mamy - uśmiechnął się chłopak i wręczył mu trzymane przez siebie przedmioty. Feliciano w szoku spoglądał na swoją pierwszą w życiu Walentynkę, próbując jeszcze przed przeczytaniem zgadnąć, kto jest jej autorem. W końcu jednak otworzył ją i zaczął czytać.
Powinieneś się częściej uśmiechać. Wtedy wyglądasz jeszcze ładniej.
Pamiętaj, nie ma matematyki, jest miłość ;) Mam nadzieję, że choć raz ten dzień nie będzie dla Ciebie koszmarem
Kartka nie była podpisana. Vargas uważnie się jej przyglądał, próbując zgadnąć, kto jest jej autorem. Nagle, dokładnie analizując litery, rozpoznał charakter pisma. Bez wątpienia było to pismo Ludwiga. Zaskoczony podniósł wzrok, by spojrzeć na blondyna. Beilschmidt tylko uśmiechnął się i mrugnął do niego. Ciepło w sercu chłopaka pojawiło się raz jeszcze.
***
Oboje zdali maturę z dobrymi wynikami. Wakacje zapowiadały się spokojnie, nie obawiali się, że nie zostaną przyjęci na wymarzone kierunki; Ludwig na medycynę, Feliciano na dziennikarstwo. Wolne letnie dni spędzali więc na przeglądaniu ofert wynajmu mieszkań. W końcu znaleźli jedną, która przypadła do gustu im obu i skontaktowali się z właścicielem by umówić się na obejrzenie mieszkania.
***
Ludwig stał przed drzwiami mieszkania razem z jego właścicielem, próbując bezskutecznie dodzwonić się do Feliciano. W końcu jednak, po siedemnastej próbie, poddał się i zwrócił się do stojącego obok mężczyzny z przepraszającym uśmiechem.
- Przyjaciel chyba nie zdąży dojechać, mam nadzieję, że to nie problem.
- Oczywiście, że nie. Możemy już przejść do obejrzenia mieszkania?
- Jasne - blondyn kiwnął głową i za właścielem wszedł środka. Po obejrzeniu wnętrza, zrobił kilkanaście zdjęć i pożegnał się z mężczyzną. Potem kolejny raz zadzwonił do Feliciano i tym razem chłopak odebrał.
- Przepraszam - powiedział mu od razu. Ludwig planował zrobić mu awanturę, że do nie pojawił, ale słysząc, jak słaby jest głos chłopaka, zapytał tylko
- Co się stało?
- Jestem w szpitalu. Dlatego nie przyszedłem na spotkanie w sprawie mieszkania.
Ludwiga zmroziło.
- Jak to w szpitalu? Feli, co jest?
- Możemy porozmawiać o tym potem?
- W którym szpitalu jesteś?
Feliciano podał mu adres. Blondyn szybko ocenił w myślach odległość.
- Będę za piętnaście minut.
- Będę czekał - powiedział jeszcze cicho Feliciano, nim się rozłączył.






Wciąż liczę, że ktoś skomentuje :D
~Ariadne

1 komentarz:

  1. Dopiero dzisiaj znalazłam to opowiadanie ale odrazu przeczytałam wszystkie rozdziały bo to jest świetne. Czekam na więcej ;-)
    ~LackeyWhite

    OdpowiedzUsuń