Przybywam z kolejnym rozdziałem "Dom jest tam, gdzie serce". Trochę z okazji walentynek :D
Moja faza na Maleca wciąż żywa, ale i tak zamierzam najpierw dodać do końca to opowiadanie, żeby za dużo nie mieszać.
Nie przedłużając. Zapraszam na kolejny rozdział :D
***
Do rozpoczęcia przedstawienia zostało pół godziny.
Feliciano, przebrany już w kostium, krążył po kulisach, coraz bardziej
zdenerwowany. Nagle zza zaciągniętej jeszcze kurtyny wychyliła się blond głowa,
a potem Ludwig wsunął się cicho za kulisy.
- Dzięki Bogu - Feliciano westchnął cicho, a potem szybko
podszedł do chłopaka.
-Jak się czujesz? - spytał go Beilschmidt.
- Zdenerwowany, spanikowany, przerażony... Tak, w sumie to
tyle - Vargas uśmiechnął się nerwowo.
- Dasz sobie radę. Znasz wszystkie kwestie. I to nie tylko
swoje, ale też Cosette i niektóre Valjeana - Ludwig posłał mu krzepiący
uśmiech. Przez moment milczeli, aż za kulisy nie wpadła opiekunka teatru.
- Wszystkie osoby postronne mają nakaz opuszczenia kulis! -
krzyknęła, zwracając się głównie do swojej 'gwiazdy' (jak nazywała Vargasa),
oraz jego towarzysza. Feliciano westchnął cicho. Ludwig przytulił go do siebie,
chcąc dodać otuchy, a potem odsunął się na odległość ramion, a potem... Pochylił
się lekko i pocałował go w policzek, przyciskając wargi niebezpiecznie blisko
kącika jego ust.
- Połamania nóg - wyszeptał jeszcze, a potem odwrócił się na
pięcie i wybiegł zza kulis. Feliciano w zamyśleniu dotknął policzka i
uśmiechnął się, czując, jak rumieniec wpływa mu na twarz. W sercu pojawiło mu
się dziwne ciepło.
***
Feliciano zagrał fantastycznie. Przestawienie, które z
początku miało być klapą, okazało się być świetne. Przez kilka kolejnych
tygodni, aż do wakacji, młody Vargas przyjmował gratulacje od współuczniów.
Któregoś dnia podeszła do niego jakaś dziewczyna, pytając go, czy się z nią
umówi. On jednak odmówił, zostawiając dziewczynę ze złamanym sercem.
- Wydawała się być miła, no i była całkiem ładna, czemu
odmówiłeś? - zdziwił się Ludwig, który był świadkiem tego wydarzenia.
- Nie muszę Ci się ze wszystkiego tłumaczyć. I nie zamierzam
- burknął wtedy poirytowany chłopak, a potem pozostawił zdziwionego
Beilschmidta na zatłoczonym korytarzu.
***
Ludwig Beilschmidt miał siedemnaście lat i trzysta
dwadzieścia dwa dni, gdy razem z Feliciano siedział w zacienionej części
ogrodu. Byli w domu sami; Gilbert wyjechał z przyjaciółmi do Chorwacji, a
rodzice Ludwiga wybrali się do jakichś dalekich krewnych. Feliciano grał z przyjacielem
w szachy, tocząc jakąś niezobowiązującą rozmowę. Po kolejnym zwycięstwie
Włocha, Ludwig załamał ręce i skapitulował.
- Nigdy więcej z Tobą nie gram. Z Tobą się nie da wygrać!
Feliciano uśmiechnął się tylko lekko, wystawiając twarz do
słońca.
- Nie myślałeś może żeby się stąd wyprowadzić? - zapytał go
po chwili Ludwig. Gdy chłopak popatrzył na niego nieco zdziwiony, blondyn
kontynuował:
- Wiesz, niedługo pójdziemy na studia, moglibyśmy wynająć
sobie coś bliżej uniwersytetu. Oboje mamy jakieś oszczędności, może by się
udało.
- Może... - Feliciano wydawał się być nieobecny duchem.
- O czym tak myślisz?
- O niczym - zbył go ciemnowłosy. Ludwig westchnął.
- Skoro tak twierdzisz - mruknął. - To co, jeszcze jedna
partia? - spytał, wskazując na szachownicę. Feliciano uśmiechnął się i pokiwał
głową, zaczynając na nowo ustawiać szachowe figury.
***
Czternasty lutego - Walentynki - były jednym z najbardziej
znienawidzonych przez Feliciano dniem. W szkole musiał na każdym kroku patrzeć
na obściskujące się pary. Niemal każdą lekcję przerwały "walentynkowe
patrole", których członkowie roznosili przekazane im anonimowo kartki
miłosne.
Trwała matematyka. Feliciano usilnie próbował rozwiązać
podyktowane przez nauczyciela zadanie, okazało się być ono jednak ponad jego
siły, toteż patrzył tylko na zapisaną liczbami kartkę. Nagle lekcja została
przerwana przez pierwszy tego dnia walentynkowy patrol. Wszystkie dziewczyny z
klasy jak na komendę rozchichotały się, gdy wysoki chłopak zaczął rozdawać
kartki. Vargas nie skupiał się jakoś mocno na tej sytuacji, modlił się tylko,
by szybko rozdali wszystko i poszli sobie.
- Hej, Feliciano - ktoś nagle zamachał mu ręką przed oczami.
Włoch podniósł głowę i zobaczył innego chłopaka z patrolu, który trzymał
tabliczkę gorzkiej czekolady i niewielki kawałek papieru.
- Dla ciebie też coś mamy - uśmiechnął się chłopak i wręczył
mu trzymane przez siebie przedmioty. Feliciano w szoku spoglądał na swoją
pierwszą w życiu Walentynkę, próbując jeszcze przed przeczytaniem zgadnąć, kto
jest jej autorem. W końcu jednak otworzył ją i zaczął czytać.
Powinieneś się
częściej uśmiechać. Wtedy wyglądasz jeszcze ładniej.
Pamiętaj, nie ma
matematyki, jest miłość ;) Mam nadzieję, że choć raz ten dzień nie będzie dla
Ciebie koszmarem
Kartka nie była podpisana. Vargas uważnie się jej
przyglądał, próbując zgadnąć, kto jest jej autorem. Nagle, dokładnie analizując
litery, rozpoznał charakter pisma. Bez wątpienia było to pismo Ludwiga.
Zaskoczony podniósł wzrok, by spojrzeć na blondyna. Beilschmidt tylko
uśmiechnął się i mrugnął do niego. Ciepło w sercu chłopaka pojawiło się raz
jeszcze.
***
Oboje zdali maturę z dobrymi wynikami. Wakacje zapowiadały
się spokojnie, nie obawiali się, że nie zostaną przyjęci na wymarzone kierunki;
Ludwig na medycynę, Feliciano na dziennikarstwo. Wolne letnie dni spędzali więc
na przeglądaniu ofert wynajmu mieszkań. W końcu znaleźli jedną, która przypadła
do gustu im obu i skontaktowali się z właścicielem by umówić się na obejrzenie
mieszkania.
***
Ludwig stał przed drzwiami mieszkania razem z jego
właścicielem, próbując bezskutecznie dodzwonić się do Feliciano. W końcu
jednak, po siedemnastej próbie, poddał się i zwrócił się do stojącego obok
mężczyzny z przepraszającym uśmiechem.
- Przyjaciel chyba nie zdąży dojechać, mam nadzieję, że to
nie problem.
- Oczywiście, że nie. Możemy już przejść do obejrzenia
mieszkania?
- Jasne - blondyn kiwnął głową i za właścielem wszedł
środka. Po obejrzeniu wnętrza, zrobił kilkanaście zdjęć i pożegnał się z
mężczyzną. Potem kolejny raz zadzwonił do Feliciano i tym razem chłopak
odebrał.
- Przepraszam - powiedział mu od razu. Ludwig planował
zrobić mu awanturę, że do nie pojawił, ale słysząc, jak słaby jest głos
chłopaka, zapytał tylko
- Co się stało?
- Jestem w szpitalu. Dlatego nie przyszedłem na spotkanie w
sprawie mieszkania.
Ludwiga zmroziło.
- Jak to w szpitalu? Feli, co jest?
- Możemy porozmawiać o tym potem?
- W którym szpitalu jesteś?
Feliciano podał mu adres. Blondyn szybko ocenił w myślach
odległość.
- Będę za piętnaście minut.
- Będę czekał - powiedział jeszcze cicho Feliciano, nim się
rozłączył.
Wciąż liczę, że ktoś skomentuje :D
~Ariadne
~Ariadne
Dopiero dzisiaj znalazłam to opowiadanie ale odrazu przeczytałam wszystkie rozdziały bo to jest świetne. Czekam na więcej ;-)
OdpowiedzUsuń~LackeyWhite