Heej ^^
Wpadam do Was z kolejną częścią opowieści z Hetalii :D
Jesteśmy już w połowie, a nadal nie doczekałam się komentarzy :c
No nic, zapraszam na kolejny rozdział.
***
Ludwig wpadł zdyszany na szpitalny korytarz.
- W którym pokoju leży Feliciano Vargas? - zapytał siedzącą w pielęgniarkę.
- 117, drugie piętro. Jest pan z rodziny?
- Nie, nie jestem - rzucił tylko i biegiem pomknął do pokoju, w którym przebywał jego przyjaciel.
Feliciano leżał w białej pościeli. Był blady, jego twarz przypominała pergamin; naznaczona była kilkoma fioletowymi sińcami i krwawą szramą ciągnącą się przez cały lewy policzek. Na głowie miał bandaż, na którym widać było kilka śladów krwi.
- Boże - wyszeptał blondyn, podchodząc do łóżka.
- Fajnie, że przyszedłeś - Feliciano spróbował się uśmiechnąć, ale skrzywił się i syknął z bólu.
- Co się stało?
- Szedłem do biblioteki i... Chciałem sobie skrócić drogę i przeszedłem taką ciemną uliczką. I to był błąd...
- Kto? Kto ci to zrobił?
- Ta sama osoba co zawsze - Feliciano jak zawsze, gdy mówił o bracie, spuścił wzrok.
- Zabiję go. Przysięgam, zabiję - wysyczał Ludwig.
- Nie! - zaprotestował Vargas. - To nadal mój brat.
- Który traktuje Cię jak worek treningowy i chłopca do bicia!
- Ale to nadal mój brat. Jedyna rodzina, która mi pozostała... - Feliciano zaszlochał cicho. Z Ludwiga wyparowała cała złość. Przysiadł na brzegu łóżka i przytulił do siebie lekko. Vargas oparł głowę na jego ramieniu a blondyn pogładził go po włosach uważając, by nie dotknąć białego bandaża i nie sprawić mu więcej bólu.
***
Ludwig spędzał u Feliciano tak wiele czasu jak był w stanie. Chłopak był w kiepskim stanie zarówno psychicznym jak i fizycznym. Kiedy kończyła się pora odwiedzin, Feliciano dostawał czegoś na kształt ataku paniki. Kilka razy Ludwig nocował w szpitalu, śpiąc wygięty nienaturalnie na krześle, byle tylko być blisko chłopaka.
***
Jedenaście dni po tym, jak Feliciano trafił do szpitala, Włoch grał z Ludwigiem w szachy. Vargas nadal cierpiał na problem koncentracją po wstrząśnieniu mózgu, więc Ludwigowi udało się wygrać aż jedną rozgrywkę, co w normalnych warunkach byłoby niemożliwe. Wtedy, pierwszy raz od dawna Feliciano pozwolił sobie na uśmiech; rozcięcie na policzku coraz lepiej się goiło więc lekkie wygięcie warg nie sprawiało już bólu. Nagle, drzwi skrzypnęły i weszło przez nie dwóch mężczyzn w policyjnych mundurach. Feliciano zesztywniał; uśmiech zszedł mu z twarzy a on sam przesunął się bliżej Ludwiga, opierając się barkiem o jego ramię. Blondyn bez namysłu chwycił jego dłoń, przesuwając kciukiem po jego palcach.
- Spokojnie - powiedział cicho. - Jestem tu.
Feliciano pokiwał głową ale nie odsunął się. Policjanci zaś podeszli bliżej łóżka, przedstawili się, a potem, gdy nie uzyskali zainteresowania, jeden z nich zaczął tłumaczyć.
- Jesteśmy tutaj, bo otrzymaliśmy informację, że pana obrażenia wyglądają jakby zostały spowodowane przez pobicie.
- Skąd macie takie informacje? - zapytał go słabym głosem Włoch.
- Po przywiezieniu pana do szpitala, lekarz przeprowadził obdukcję. Zatem czy podejrzenia lekarzy są słuszne?
- Może - odparł cicho chłopak.
- W takim razie musimy pana przesłuchać. A pan... - tu policjant zwrócił się do Ludwiga - musi na ten czas wyjść.
Ludwig pokiwał głową i wstał ze szpitalnego łóżka. Wtedy Feliciano z siłą, po której nikt by się go nie spodziewał, chwycił go za nadgarstek i spokojnie powiedział
- Nie.
Policjanci popatrzyli na niego zaskoczeni
- Nie ty będziesz decydować, kto ma tu zostać a kto wyjść! - warknął jeden z nich.
- W takim razie, nie zamierzam z wami rozmawiać.
- Jeszcze będziesz błagać, żeby ktoś cię wysłuchał... - zaczął jeden z policjantów, ale drugi uciszył go gwałtownym ruchem ręki.
- To jest ktoś z twojej rodziny? - zapytał spokojnie.
- Nie, to... - Feliciano zawahał się. - To mój chłopak.
Ludwig popatrzył na niego nieco zdziwiony, ale nie zdradził się przed policjantami. Zresztą złapał się na tym, że wcale mu to nie przeszkadza.
- Dobrze, niech zostanie - westchnął cicho policjant. - Ale oficjalnie wcale Cię tu nie było, rozumiemy się? - tu mężczyzna spojrzał na blondyna, który kiwnął głową i na powrót przycupnął na brzegu łóżka. Dopiero wtedy Feliciano puścił jego nadgarstek i przysunął się do niego nieznacznie.
- Dobrze, w takim razie... Czy to było pobicie? - zapytał jeden z policjantów.
- Było - Włoch pokiwał głową.
- Co dokładnie się wydarzyło?
- Ja... Tamtego dnia mieliśmy mieć z Ludwigiem spotkanie z właścicielem mieszkania, które chcieliśmy wynająć. Musiałem wtedy pilnie iść do biblioteki, więc skracałem sobie drogę przez taką ciemną uliczkę. I chyba to mnie zgubiło. W każdym razie, kiedy tam wszedłem, nagle ktoś uderzył mnie od tyłu w głowę.
- Ręką? - zapytał policjant, notując coś w notesie.
- Nie, czymś twardym, to chyba był kamień. Po tym jak oberwałem, trochę mnie zamroczyło i upadłem. Próbowałem się podnieść, ale wtedy... Wtedy on kopnął mnie w brzuch, kilka razy. Połamał mi wtedy żebra, nic przyjemnego - chłopak wzdrygnął się lekko.
- Podejrzewam - mruknął policjant. - Co było dalej?
- Próbowałem się podnieść, ale nie miałem siły. Wtedy on chwycił mnie za koszulę i postawił do pionu. Zauważyłem, że ma nóż i spróbowałem się wyrwać. I to był kiepski pomysł. Przejechał mi tym nożem po policzku.
- W obdukcji jest napisane, że lekarz stwierdził 'rany cięte okolic klatki piersiowej'. Mógłbyś to rozwinąć?
- Rana cięta to kiepskie określenie. Bo nasuwa przypadkowość działania. A nie sądzę, żeby przez przypadek wyciął mi na obojczyku 'bastard'.
Ludwig popatrzył na niego kompletnie zaskoczony. Feliciano kilka razy opowiadał mu, co się wydarzyło tamtego dnia, jednak o tym szczególe nigdy nie wspominał. Po chwili ciszy, przerywanej jedynie odgłosem skrobiącego po kartce długopisu, policjant odezwał się.
- Co było później?
- Odszedł. Zostawił mnie tam. Wiedziałem, że nie ma szans, żeby ktoś mnie tam znalazł, sam znalazłem tę uliczkę całkiem przypadkowo. Zmusiłem się, żeby się podnieść i dojść chociaż do głównej ulicy. Jakoś mi się udało i... Nic więcej nie pamiętam. Straciłem przytomność.
- Widziałeś napastnika?
Feliciano kiwnął głową.
- Będziesz musiał opisać go naszemu rysownikowi.
Ciemnowłosy westchnął.
- Nie wystarczy wam po prostu imię i nazwisko? - zapytał z irytacją.
- Zaraz, to znaczy, że znasz napastnika?
- Znam - odparł lakonicznie chłopak.
- W takim razie potrzebuję jego danych.
- Lovino Vargas, lat dwadzieścia dwa, miejsca zamieszkania nie znam. Coś jeszcze?
- To ktoś z twojej rodziny - zauważył milczący dotąd policjant.
- Brat - odpowiedział Feliciano zmęczonym głosem.
- To wszytko, dziękujemy - policjanci zaczęli zbierać się do wyjścia. - Nie martw się, zatrzymany go najszybciej jak się da.
Vargas kiwnął głową i jakby zapadł się w sobie. Gdy mężczyźni opuścili pokój, Feliciano przytulił się do Ludwiga.
- Boję się - powiedział cicho. Blondyn objął go tylko mocniej.
***
Sześć dni później Feliciano dostał zgodę na opuszczenia szpitala, z której skorzystał niemal natychmiast. Oczywiście nie wolno mu było podróżować samemu, dlatego Ludwig cały czas go eskortował.
Pomimo zaleceń lekarza, po zaledwie siedmiu dniach rekonwalescencji, Feliciano postanowił wrócić do pracy w ukochanej kwiaciarni. W końcu miał do niej bliżej z mieszkania, które zaczął wynajmować z Ludwigiem. Beilschmidt niepokoił się o niego, w końcu Lovino nadal mógł się gdzieś kręcić by dokończyć dzieła.
I wszystko było w porządku... Aż do trzynastego dnia sierpnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz